Tyle sołtys może, ile wieś pomoże

Stu trzydziestu ludzi wystarczy, by zbudować społeczeństwo obywatelskie.

17.08.2020

Czyta się kilka minut

Sołtyska Małgorzata Dąbrowska prowadzi zajęcia w lokalnej Szkółce Owocowej. Bończa, lipiec 2017 r. / GMINNA INSTYTUCJA KULTURY „DWOREK NA DŁUGIEJ”
Sołtyska Małgorzata Dąbrowska prowadzi zajęcia w lokalnej Szkółce Owocowej. Bończa, lipiec 2017 r. / GMINNA INSTYTUCJA KULTURY „DWOREK NA DŁUGIEJ”

Gdzie nie spojrzeć, we wsi wszędzie jabłonie, chociaż tu i ówdzie także wiśnie i krzewy borówkowe. Jedna droga, jeden krzyż, jeden sklep. Obok przypominająca garaż świetlica w budynku po hydroforni. Przez pewien czas stał pusty i niszczał, więc mieszkańcy – już od dziesięciu lat pobudzani do działania przez swoją sołtyskę – wystąpili o jego użyczenie.

Potem czekali, bo urzędnicy bali się, że może z tego wyniknąć jakiś problem lub rewolucja. W końcu się udało, podpisano umowę. Świetlica nie zaczęła jednak funkcjonować z marszu – budynek był w stanie surowym, brakowało podłóg, tynku. Ktoś potrafił położyć kafelki, ktoś był chętny, by pomalować – i tak udało się wszystko wyremontować z potrzeby posiadania wspólnego miejsca.

– Zanim to nastąpiło, wiedliśmy życie tułacze, gnieździliśmy się po domach i garażach mieszkańców – wspomina Małgorzata Dąbrowska, sołtyska wsi Bończa w powiecie grójeckim. – Teraz świetlica należy do nas wszystkich i jesteśmy z tego bardzo dumni.

Także inne miejsca we wsi są efektem wspólnego wysiłku. Jest boisko do piłki nożnej, pod które teren udostępniła jedna z osób, w zamian za wyrównywanie ziemi i koszenie trawy. Plac zabaw powstał tam, gdzie wcześniej było wysypisko śmieci. To specyficzne miejsce u zbiegu dwóch dróg, które tworzą klin ziemi należącej aż do trzech osób. Właściciele zgodzili się nieodpłatnie udostępnić teren pod warunkiem, że będzie wykorzystywany dla dobra wspólnoty. Potem trzeba było już tylko wywieźć gruz, zebrać meble ogrodowe, naprawić, co trzeba. Dziś rodzice z dziećmi mają gdzie pójść, by spędzić czas na świeżym powietrzu. I chociaż ogrodzony, plac zabaw nie jest zamykany na kłódkę. Regularnie jest za to koszony – przy pomocy wędrującej z domu do domu kosiarki obsługiwanej przez kolejnych mieszkańców.

Telewizja i spółdzielnia

Centrum życia społecznego pozostaje jednak świetlica. Jedna z jej ścian została przeznaczona na kronikę działalności mieszkańców. Przypomina ludziom, ile udało się zrobić, ale jest to też forma pochwalenia się i prezentacji dla kogoś, kto przychodzi z zewnątrz. Kronika nie jest zamknięta, cały czas dochodzą do niej nowe zdjęcia. Każda rzecz w świetlicy ma swoją historię. Ot, chociażby koza, którą ogrzewa się budynek: zakupiono ją dzięki akcji crowdfundingowej „Dołóż do pieca”.

– Z jednej strony chodziło o to, by ludzie chcieli pomóc w zakupie, z drugiej chcieliśmy wzmocnić naszą siłę – tłumaczy Małgorzata Dąbrowska. Za wpłaty otrzymywało się podziękowanie w różnej formie. Za 300 złotych można było zjeść kolację z sołtyską. Wpłacił je… jej mąż.

Społeczność Bończy prowadzi też „gospodarkę zbieraczą”. Jeśli ktoś ma w domu coś niepotrzebnego, to jest duża szansa, że przyda się w świetlicy. W ten sposób trafiły tu chociażby dwie duże lodówki. Na jednej z nich przyklejony jest, jako pamiątka, baner TVP Info. Do realizatorów programu rolniczego „Tydzień” dotarła informacja, że w Bończy wyplata się wieńce dożynkowe. A że jeden z nich był spektakularny pod względem wielkości i urody, został wypożyczony do studia jako dekoracja. Panowie z telewizji dostali w prezencie tyle jabłek, że wpadli w konsternację. Uznali, że muszą się czymś odwdzięczyć. Zostawili baner.

Istotniejsze jest jednak to, co obecnie wypełnia lodówki po brzegi, czyli najróżniejsze przetwory. Trzy lata temu powstała Szkółka Owocowa. Przyjeżdżają tu dzieci, by zobaczyć sady, pozrywać jabłka, dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Dzieciaki miały jednak niedosyt. Zwykle dostają od rodziców pieniądze na wycieczkę i chciałyby wrócić z czymś do domu.

– Uznaliśmy, że nie zrobimy tu przedsiębiorstwa obdarowującego gości produktami made in China, tylko wykorzystamy owoce, których mamy pod dostatkiem. W ten sposób zajęliśmy się też przetwórstwem – wspomina Małgorzata Dąbrowska. Pierwsza linia produktów obejmowała „Jabłko w pięciu smakach”: dwa rodzaje musztardy, pikantny sos jabłkowy, jabłko z miętą i „Romans na gałęzi”, czyli mus jabłkowo-gruszkowy. Ten ostatni otrzymał nagrodę marszałka województwa za nowatorskie podejście do tradycji.

Później w słoikach pojawiły się inne owoce, a po przetwory – prezentowane i sprzedawane na jarmarkach i targach – zaczęło przyjeżdżać coraz więcej ludzi. Ich produkcja nie jest jednak celem samym w sobie. Stymuluje lokalną przedsiębiorczość – wszystko zorganizowane jest w ramach spółdzielni, w której zatrudnionych jest siedem osób mieszkających w Bończy. Dodatkowo, jeśli słoik kosztuje 7 złotych, to 3 dostaje producent, 4 zaś idzie na fundusz świetlicowy, dzięki czemu można opłacić koszty funkcjonowania budynku.

„To jak z małżeństwem”

Oglądamy kronikę. Klub Seniora spotyka się raz na tydzień. – Często do nich przychodzę, bo są różne sprawy do ustalenia. Co ciekawe, zawsze świętują czyjeś imieniny, chociaż w klubie jest 18 osób – śmieje się Małgorzata Dąbrowska.

Starsze osoby lubią spędzać czas w swoim towarzystwie, są chętne do współpracy i zabawy. W 2018 r. seniorki wystąpiły na scenie. W przebraniu, co wymagało przełamania obaw. Wszyscy mieli je zobaczyć w niecodziennych strojach, a następnego dnia spotkają je w sklepie. Ale zdobyły się na odwagę.

Na ścianie można znaleźć też zdjęcie z wydarzenia „Spływ na byle czym”. Uczestnicy budowali tratwy z czegokolwiek chcieli, byle utrzymała się na wodzie i pokonała dystans od punktu A do punktu B. Jednej z ekip udało się przygotować łódkę przypominającą czapeczkę z gazety. Zrobiło to duże wrażenie na publiczności, więc dzieciaki, które nią popłynęły, zarobiły 1000 złotych nagrody. Dołożyły je do funduszu przeznaczonego na zakup nowej kamery.

We wsi funkcjonuje też Stowarzyszenie Made in Bończa, zarejestrowane w 2018 r. W ten sposób łatwo starać się o dotacje na najróżniejsze projekty. Udaje się je otrzymywać chociażby z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich czy programu „Działaj Lokalnie”.

– Długo funkcjonowaliśmy jako grupa nieformalna, ale uznaliśmy, że przyda się nam osobowość prawna. Trzeba było jednak się dobrze nad tym ­zastanowić. Wpierw trzeba zrobić coś razem, ­stworzyć grupę, a dopiero potem zakładać organizację. To jak z małżeństwem: ludzie, poznajcie się lepiej, pospotykajcie się, a dopiero potem podejmujcie decyzję, bo nakłada ona na was również obowiązki – wyjaśnia Dąbrowska.

Podstawą tworzenia projektów w Bończy jest także to, by nie zamierały wraz z końcem finansowania. Made in Bończa ucieka od tzw. grantozy, robienia czegoś tylko dlatego, że pojawiają się pieniądze. Wszystko ma być przemyślane i kontynuowane. Efekty są – w 2018 r. Bończa została wyróżniona jako jedno z najaktywniejszych sołectw na Mazowszu. Rok później reprezentowała całe województwo na dożynkach prezydenckich.

– Nie miało to nic wspólnego z sympatiami politycznymi, ale było dla nas bardzo ważne, że doceniono w ten sposób tak małą wieś jak nasza – mówi Małgorzata Dąbrowska.

Generał znalazł armię

Zapytana, jak to wszystko się zaczęło, skąd w ogóle potrzeba, by coś wspólnie robić, Małgorzata Dąbrowska odpowiada, że sama się nad tym zastanawia.

Jedna z teorii głosi, że to po prostu koincydencja czasowo-przestrzenna: spotkali się ze sobą liderka i odbiorcy. Sołtyska z głową pełną pomysłów i ludzie, którym się one spodobały. – Można mieć najlepsze idee, ale jeśli nikt nie chce za nimi podążyć, to jest się generałem bez armii. Zawsze powtarzam, że tyle sołtys może, ile mu wieś pomoże – mówi Dąbrowska. Jakiś czas temu do Bończy zjechali nawet socjologowie, żeby zbadać, jak w tak samoczynny sposób udaje się tworzyć społeczeństwo obywatelskie. Zastanawiali się, czy da się znaleźć model, który można by zastosować w innych miejscach.

Według sołtyski Bończy jest to proces, który wymaga zarówno czasu, jak i samoświadomości. – Przede wszystkim trzeba dać ludziom możliwość podejmowania decyzji. Jeśli mogą decydować o tym, jak wydać jakieś środki, widzą, że mają wpływ na to, co dzieje się dookoła nich, to chcą się angażować – tłumaczy. Nie bez znaczenia jest fakt, że w gminie Warka wyodrębniono z budżetu fundusz sołecki, odpowiednik budżetu partycypacyjnego – to mieszkańcy wsi sami głosują, na co wydać pieniądze. Ludzie bowiem sami wiedzą, czego im potrzeba – nowych latarni czy remontu chodnika.

Dlatego tak ważne jest, że świetlica w Bończy została wyremontowana wspólnymi siłami. Gdy samemu się coś zrobi, odnowi, otynkuje, położy podłogę, traktuje się potem to miejsce jak swoje. A gdy to wszystko się skumuluje, to pojawiają się chęci, by działać dalej i robić więcej. I w większym gronie.

Bakcyl bycia razem

Nie od razu bowiem wszyscy byli przekonani. Na początku była niewielka grupa zapaleńców, a reszta mieszkańców się przyglądała. Nie tyle z niechęcią, co z rezerwą. Jednak na przestrzeni lat coraz więcej osób angażowało się w kolejne akcje. O tym, jak się rozrosły, świadczy przykład festynu wiejskiego, od siedmiu lat organizowanego w sierpniu. Kiedyś było to święto sąsiedzkie, a w ubiegłorocznej edycji udział wzięło około tysiąca osób.

– Na palcach jednej dłoni można policzyć tych, którzy nie biorą udziału w jego przygotowaniu. Każdy coś robi: a to skosi trawę, a to będzie stać przy grillu, przygotuje scenę i dekoracje. Prawdziwe pospolite ruszenie – mówi Małgorzata Dąbrowska. I dodaje: – Uważam, że ludzie są z natury dobrzy. A jak ktoś ma w sobie dużo złości, to być może życie go poturbowało i musi się w ten sposób odgrodzić od świata. Ale zawsze może do niego wrócić. A gdy wyjdzie się do innych i zrobi coś wspólnie, to już tak zostanie. Jak się złapie bakcyl bycia razem, to nie da się od niego uwolnić.

Ważnym elementem całej układanki jest też zaufanie. Jakiś czas temu do Bończy przyjechała wycieczka z Podlasia – goście chcieli zobaczyć, jak na Mazowszu działa rolniczy handel detaliczny. Zdziwili się trochę, gdy na pytanie: „Jak tego wszystkiego pilnujecie, na jakich zasadach funkcjonujecie?”, padła odpowiedź: „Proszę pana, my sobie ufamy”.

Wszystkie te aktywności – festyny, dożynki, klub seniora – to w rzeczywistości tylko preteksty, by ludzie wyszli z domu, spotkali się i znaleźli coś, co ich łączy. A wcale nie jest oczywiste, że tak małe społeczności utrzymują ze sobą ścisły kontakt. Niektórym może przecież przeszkadzać brak anonimowości, do tego bywa, że konflikty między domami są przekazywane z pokolenia na pokolenie, choć nikt już do końca nie pamięta, o co właściwie chodziło.

– Ludzie w Bończy nie są inni niż gdziekolwiek indziej, ale w wielu miejscach może po prostu brakować iskry, kogoś lub czegoś, co pchnie do działania – mówi sołtyska. Przyznaje jednak, że nie wie, jak będzie wyglądać przyszłość. Kiedyś sadownictwo było dość intratnym źródłem utrzymania, praca w sadzie gwarantowała przyzwoite życie bez strachu o jutro. Ale sytuacja się zmienia. Rosyjskie embargo na jabłka niekorzystnie wpłynęło na sytuację ekonomiczną, do tego dochodzą postępujące zmiany klimatu.

Na razie w Bończy mieszka sporo małżeństw w wieku 30-40 lat, ale kto wie, czy ich dzieci nie będą chciały przenieść się do dużego miasta. Dlatego najmłodszym też postanowiono dać możliwość wpływu na to, co dzieje się we wsi. Powołano Młodzieżową Radę Sołecką, która stanowi organ doradczy zebrania wiejskiego. To ostatnie zgodziło się, żeby to młodzi decydowali o tym, na co przeznaczyć część (2 z 11 tys. złotych) wspomnianego już funduszu sołeckiego. – Nie chodzi o ich widzimisię, tylko o wzięcie pod uwagę ich perspektywy. Staramy się w ten sposób od najmłodszych lat uczyć dzieci demokracji i tego, by interesowały się najbliższą okolicą – wyjaśnia sołtyska.

Bończa nie jest samotną wyspą. Okoliczne wsie co jakiś czas inspirują się tym, co się tu dzieje – biorą choćby udział w konkursach na wieńce dożynkowe i palmy wielkanocne. A wspólne działanie może być impulsem do tego, by nie czekać rok na kolejną edycję, tylko zacząć robić więcej rzeczy razem. Dumni z osiągnięć mieszkańcy Bończy cały czas robią to, co sprawia im tyle przyjemności.

– Materia ludzka jest nieprzewidywalna, więc modlę się, by nic złego się nie stało. O przyszłości myślę mimo wszystko z optymizmem. Gdybym patrzyła na to z boku, to pewnie sama chciałabym być częścią społeczności Bończy – podsumowuje Małgorzata Dąbrowska. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2020