Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wystarczyło kilka tygodni logistyczno-prawniczych przepychanek – i nie ma śladu po baśniowym sojuszu państw i koncernów farmaceutycznych wymierzonym w pandemię. Urzędnicy w Brukseli mówią wręcz o stanie wojny między Wspólnotą a firmą AstraZeneca, od której już latem 2020 r. Unia kupiła 400 mln dawek szczepionki przeciwko SARS-CoV-2.
Komisja Europejska podejrzewa, że porcje preparatu przeznaczone dla europejskich szpitali AstraZeneca dostarczyła kontrahentom, którzy zaoferowali jej wyższą stawkę od wynegocjowanej latem ubiegłego roku. Do końca pierwszego kwartału 2021 r. koncern zobowiązał się dostarczyć 120 mln dawek, ale pod koniec stycznia ogłosił, że będzie w stanie zaopatrzyć Unię jedynie w 31 mln dawek – rzekomo wskutek problemów logistycznych w fabryce koncernu w Belgii. „Firma podpisała z nami kontrakt. To nie jest lokalny sklep mięsny, żeby stosować zasadę, kto pierwszy, ten lepszy” – oburza się unijna komisarz ds. zdrowia Stella Kyriakides.
Z kolei rząd Szwecji – jak pisze dziennik „Dagens Nyheter” – postanowił wstrzymać płatności kolejnych faktur od Pfizera w związku z tym, że koncern jednostronnie podniósł cenę szczepionki, gdy okazało się, że jedna fiolka wystarcza nie na pięć, ale sześć szczepień.
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że do zaszczepienia światowej populacji do poziomu gwarantującego osiągnięcie globalnej odporności stadnej potrzebne będą preparaty o wartości ok. 40 mld dolarów. Dla rekinów branży farmaceutycznej, która rokrocznie notuje przychody rzędu 1,25 bln dolarów, to niewielkie pieniądze. Konflikt, jaki rozgorzał między producentami a krajami Unii Europejskiej, wygląda zatem na demonstrację brutalnej siły ze strony koncernów: nie mamy szczepionek, za które zapłaciliście, i co nam zrobicie? ©℗