Ojciec rządzi

Po klęsce Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Tytonia pozostał już tylko jeden kandydat do tytułu Człowieka Roku 2012: ojciec Tadeusz Rydzyk.

18.06.2012

Czyta się kilka minut

Gdy w uroczystość Bożego Ciała wierni wychodzą na ulice, pojawia się naturalna okazja, aby mówić o najważniejszych problemach tych, którzy mieszkają w mijanych przez procesję domach. Nic dziwnego, że w tym roku pod czwartym z ołtarzy, gdy wspomina się prośbę Jezusa za przyszły Kościół, jedną z Jego najpiękniejszych modlitw: „Ja w nich, a Ty we Mnie!” – kard. Stanisław Dziwisz oświadczył: „Tymi problemami żyje także Kościół, bo zawsze był i jest solidarny z narodem, a od biskupa oczekuje się, aby użyczył głosu tym, którzy nie mogą mówić albo których głos nie dociera do odpowiedzialnych za dobro wspólne”.

Ale zdziwienie i medialne echa wywołał fakt, że wśród polskich zmartwień i bolączek – bezrobocia, biedy, rodzin rozdartych przez zarobkową emigrację i nieodpowiedzialności polityków – najwięcej uwagi i słów metropolita krakowski poświęcił Telewizji Trwam, której minutę emisji ogląda średnio niecałe pięć i pół tysiąca Polaków (dane Nielsen Audience Measurement; źródło: wirtualnemedia.pl). Stacji, która nie jest oficjalnym głosem Kościoła w Polsce.

Tymczasem kardynał chwalił toruńską telewizję i krytykował, że nie otrzymała miejsca „na cyfrowym multipleksie, rzekomo z powodu niespełnienia niezbędnych warunków formalno-prawnych. Wzniosłe hasła o wolności słowa dla wszystkich nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości”. A przecież Telewizja Trwam „przekazuje treści służące prawdziwemu dobru człowieka i narodu. Prowadzi wielkie dzieło ewangelizacji, uczy wierności Bogu i Ojczyźnie, szacunku dla ludzi inaczej myślących”.

To opinia tego samego hierarchy, który pięć lat temu ostrzegał braci w biskupstwie: „Jesteśmy na progu niebezpieczeństwa kryzysu – ktoś inny przejmuje decydowanie o kierunku duszpasterstwa w Polsce. Tymczasem jest to nasza pasterska odpowiedzialność przed Bogiem i Kościołem. Chodzi o to, że coraz częściej Radio Maryja nie jest składnikiem jedności polskiego Kościoła, lecz staje się elementem przetargu oraz rozgrywek politycznych i społecznych”.

W gruncie rzeczy jednak nikt nie powinien się dziwić. To po prostu ukoronowanie powrotu o. Rydzyka i jego mediów na kościelny i polityczny szczyt.

KARDYNAŁ NIE JEST WIELBŁĄDEM

2 239 259 podpisów (stan z 15 czerwca; źródło: Radio Maryja) pod apelem o zaprzestanie dyskryminacji katolickich mediów i przyznanie Telewizji Trwam „należnego miejsca na tzw. multipleksie”. Oficjalne protesty niektórych samorządów, marsze w kilkudziesięciu miastach w Polsce i za granicą. Nawet jeżeli założyć, że organizatorzy zwykli zawyżać liczbę uczestników, i tak musimy przyznać, że o. Rydzyk wyprowadził na ulice więcej demonstrantów niż związkowcy z Solidarności, protestujący przeciw podniesieniu wieku emerytalnego. Do tego twarde i jednoznaczne wsparcie Episkopatu, wyrażone m.in. przez Radę Stałą już w styczniu. Oraz manifestacje oburzenia podczas kolejnych posiedzeń komisji sejmowych i publicznego wysłuchania w Parlamencie Europejskim. Zaiste: imponujące żniwo.

I pytanie: dlaczego dziś tak wielu chce umierać za Telewizję Trwam, którą ogląda tak niewielu?

O. Rydzykowi sprzyja przede wszystkim atmosfera nagonki i zaszczucia, która utrzymuje się w Kościele już od kampanii przed zeszłorocznymi wyborami do parlamentu. Wypowiedź premiera, że nie zamierza klękać przed księdzem, a przede wszystkim agresywna retoryka i zaskakujący sukces antyklerykałów adoptowanych przez Janusza Palikota, wywołały zbiorową reakcję obronną. Ogłoszono, że wybuchła święta wojna, a każdy tydzień zdawał się potwierdzać konieczność uderzenia w dzwon na trwogę. Już nie oliwy, ale benzyny do ognia dolała – wprawdzie od początku rytualna i skazana na niepowodzenie, ale rozpalająca do czerwoności – awantura o krzyż w Sejmie. Potem była jeszcze zapowiedź likwidacji Funduszu Kościelnego i niepokoje wokół katechezy w szkole. Jak już od dawna Donald Tusk był pożywką dla politycznego bytu Jarosława Kaczyńskiego, tak teraz zaszczepił nowe siły w o. Rydzyku.

W klimacie rozgorączkowania i wyścigu zbrojeń walka redemptorystów o miejsce Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie od razu wzbudziła przekonanie, że znowu biją naszych. Na dodatek w oczach wielu o. Rydzyk zyskał cechy człowieka przenikliwego i nieomylnego, który – w przeciwieństwie do innych – nie dał się zwieść farbowanym lisom. To wszak toruńskie media kształtowały w ostatnich latach największe z występujących w naszym Kościele środowisk, które konsekwentnie nie zamierzało opuścić twierdzy – utrzymując, że oblężenie wciąż trwa, tyle że wróg, w przeciwieństwie do komunistów, umiejętnie się kamufluje, i tylko czeka, żeby wbić nóż w plecy.

Skoro zaś wróg jawi się jako wszechobecny i pozbawiony skrupułów – od razu tropi się zdrajców, szpiegów i defetystów, a nawet tych, co nie odznaczają się odpowiednim zaangażowaniem. Kto nie krzyczy dość głośno, od razu staje się podejrzany. Tak oto jedni w totalną wojnę na wyniszczenie szczerze uwierzyli, inni – muszą się ugiąć.

Szokującym, a właściwie niedostrzeżonym przez komentatorów dowodem, że we wnętrzu Kościoła dzieje się coś niedobrego, było wydane przez warszawską kurię oświadczenie z 10 maja tego roku, w którym czytamy: „W związku z rozpowszechnianiem opinii o rzekomej nieprzychylności ks. kardynała Kazimierza Nycza Metropolity Warszawskiego dla obecności Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym, Kuria Metropolitalna Warszawska wyjaśnia, iż kard. K. Nycz dotychczas nie zabierał głosu w tej sprawie. Wszelkie więc powoływanie się na jego słowa jest nadinterpretacją. Popierał natomiast starania Telewizji Trwam o miejsce na multipleksie”. Tu przypomina się m.in. oświadczenie wydane przez Radę Stałą, a podpisane przez zasiadającego w tym gremium kard. Nycza. Na koniec metropolita wyraża „przekonanie, że Telewizja Trwam, po spełnieniu niezbędnych warunków formalno-prawnych, powinna otrzymać koncesję na naziemne nadawanie cyfrowe dla dobra wszystkich jej odbiorców”.

Tak oto jeden z najważniejszych ludzi Kościoła w Polsce, który nigdy ani o milimetr nie wyszedł poza jego nauczanie i starał się zachować neutralność między skonfliktowanymi na śmierć i życie siłami politycznymi, musiał udowodnić, że nie jest wielbłądem. Pytanie, z jak wielką niechęcią i agresją musiał się spotkać, by zdecydować się na taki krok? I czy w takim razie nie powinniśmy może nieco otrzeźwieć?

DAR OD LOSU

Także z czysto politycznego punktu widzenia Radio Maryja i Telewizja Trwam znalazły się w doskonałym położeniu. Dwie prawicowe partie – Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarna Polska – na wyprzódki walczą o błogosławieństwo toruńskich mediów. Dla Zbigniewa Ziobry i jego partyjnych sojuszników to kwestia przetrwania; bez poparcia o. Rydzyka mogą zapomnieć o przekroczeniu pięcioprocentowego progu wyborczego. Z kolei dla Jarosława Kaczyńskiego to wciąż najskuteczniejsze narzędzie dyscyplinowania żelaznego elektoratu, a także gwarancja, że dawny delfin nie wybije się na rzeczywistą suwerenność i przed kolejnymi wyborami będzie się musiał wybrać w upokarzającą podróż do Canossy. Oczywiście na razie głównym – i to podwójnym – beneficjentem pozostaje o. Rydzyk, który umiejętnie dzieli swą przychylność. Znamienne, że choć z reguły obie wspomniane partie nie szczędzą sobie złośliwości, to akurat w przypadku sporu o miejsce Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie konkurują wyłącznie w dziedzinie gorliwości.

Cała sprawa idealnie wpisuje się w wielką prawicową narrację o Polsce jako o kraju w gruncie rzeczy niedemokratycznym. Gorzką serię wyborczych porażek, ciągnącą się od pięciu lat, tłumaczy się medialnym terrorem liberalno-lewicowego mainstreamu; sukcesy politycznych konkurentów mają wynikać z tego, że prawdziwie wolne media są kneblowane, a reszta dmie w propagandowe trąby. Prawicowi publicyści do znudzenia kreślą swe autoportrety w aureolach męczenników drugiego obiegu. Mieli jednak świadomość, że dotychczas można było potraktować ich głosy w kategoriach narzekania frustratów. W tym sensie spór wokół Telewizji Trwam to dar od losu – sprawa, która wreszcie jawi się jako konkretna i porusza dziesiątki tysięcy ludzi.

Na prawo od centrum wszyscy powinni być więc zadowoleni – począwszy od o. Rydzyka. Człowieka Roku 2012, który, w przeciwieństwie do polskich piłkarzy, nawet kłopoty potrafi przekuć w sukces.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2012