Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Miejsce pamięci... Bywa różnie definiowane - w zależności od kraju, czasu, emocji. Może nim być zapomniany leśny cmentarz, krzyż, stary dąb, ale też dawny obóz koncentracyjny, pomnik czy nawet data związana z jakimś rytuałem. Słowem - wszystko, co ważne dla określenia, kim jesteśmy, i co determinuje naszą przynależność do wspólnoty. Jak wielka może to być wspólnota? Wrocław i Breslau, jedno miasto, niesie w sobie różne pamięci i narracje, które nieraz się wykluczają. Ale czasem można osiągnąć porozumienie, np. za sprawą Edyty Stein: wrocławianki, Żydówki, katolickiej świętej, patronki Europy.
W Europie Środkowej z jej historią i różnorodnością miast o różnej pamięci jest wiele. Słowacka stolica nosi nazwę Bratysława od niedawna; wcześniej była habsburgskim Pressburgiem i węgierskim Pozsony, a Czesi mawiali o niej Preszpurk. Zmieniała się nie tylko nazwa, ale i pamięć jej mieszkańców oraz miejsca dla nich szczególne. Podobnie jak we Lwowie czy w Gdańsku.
Są i inne różnice niż te wynikające z narodowości czy przynależności etnicznej. Bo czasem jakieś miejsce upamiętnia ofiary, a czasem oprawców. Tak jest ze spuścizną po nazizmie i komunizmie. Jeśli chodzi o relikty nazizmu, w Europie panuje zgoda: upamiętnia się ofiary, lecz pomnik Hitlera jest nie do wyobrażenia.
Jeśli chodzi o komunizm, konsensu w wielu społeczeństwach czy środowiskach nie ma. Nie ma też zgody, jak traktować pozostałe po nim miejsca pamięci. Stąd spory o pomniki, np. o Brązowego Żołnierza w Tallinie, który dla jednych był symbolem okupacji, dla innych wyzwolenia. Także w Polsce jest sporo takich dyskusji, choć nie przenoszą się na ulice, jak w 2007 r. w Estonii czy na Węgrzech. Starczy przypomnieć spór o wpisanie w rejestr zabytków Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie czy usuwanie komunistycznych patronów ulic. Czemu te ślady przeszłości mają służyć, czy można wykorzystać je edukacyjnie, usuwać je czy tylko reinterpretować? Jak pogodzić różne pamięci, różne narracje? I przede wszystkim: do kogo należy tu decyzja?
Do władz państwowych, opinii międzynarodowej czy wspólnoty lokalnej? I jak powstaje miejsce pamięci? Spontanicznie, w wyniku wspólnoty losów danej społeczności, czy też mogą je wykreować działania administracyjne? Wydaje się, że decydujący jest głos ludzi, społeczności, której - jak nieraz pokazała historia - nie można zakazać ani narzucić pamiętania. A "instancją odwoławczą" mogą być historycy.
O miejscach pamięci w Europie dyskutowało w Warszawie w miniony weekend kilkudziesięciu historyków. Ich wniosek: na stawiane pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi, a każdy punkt widzenia pokazuje, jak ważna w tych sprawach są empatia i wrażliwość, poszanowanie innych. Zniszczone cmentarze wszędzie bolą tak samo.
Konferencję "Miejsca Pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej. Doświadczenia przeszłości, przesłanie na przyszłość" współorganizowała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa; "Tygodnik" był jednym z patronów konferencji.