Nadzieja za trzy tysiące

W płatnych serwisach towarzyskich trudno spotkać kobietę, chyba że to wynajęta przez firmę operatorka. Ale to zdaje się nie przeszkadzać użytkownikom płacącym za ułudę spotkania.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

 / DMITRY AGEEV / ALAMY STOCK PHOTO / BEW
/ DMITRY AGEEV / ALAMY STOCK PHOTO / BEW

Oferta pracy brzmi: „Jako operator czatu tekstowego będziesz odpowiadać na przypadkowe wiadomości w opartej na fantazjach platformie tekstowej. Musisz być w stanie rozmawiać z klientami na różne tematy. Otrzymasz różne role, w zależności od potrzeb klienta. Niektórzy z naszych klientów chcą po prostu porozmawiać z kimś o życiu codziennym. Rozmowy o pracy, kulturze, pogodzie, relacjach. Twoja tożsamość nie będzie znana klientom, ponieważ będziesz brany za osobę, do której klient pisze”.

Wysyłając zgłoszenie, potencjalny operator zgadza się na zachowanie w tajemnicy wszystkiego, czego dowie się podczas rekrutacji, szkolenia i ewentualnej pracy dla platformy, pod groźbą srogiej kary finansowej.

Długotrwałe relacje

– Ogłoszenie zupełnie nie wskazywało na właściwy charakter pracy. Zwracano w nim uwagę na konieczność posługiwania się poprawną polszczyzną, nie było mowy o tym, na czym to naprawdę polega – mówi Olga, która zrezygnowała z pracy po kilku godzinach.

Podpisała klauzulę poufności i nawet anonimowo nie chce powiedzieć, dla której z działających w Polsce, ale zarejestrowanych za granicą firm zatrudniających operatorów czatu pracowała.

W ofercie kolejnej firmy z tej branży czytamy: „Nasi moderatorzy czatu uczestniczą w tekstowych czatach online, na jednej bądź większej ilości platform społecznościowych. Ich celem jest animowanie tych społeczności, stymulowanie rozmów i przez to pielęgnowanie długotrwałych relacji. (...) Moderatorzy czatu powinni być gotowi na angażowanie się w wysokiej jakości rozmowy dla dorosłych na różnych platformach czatu”.

Te „platformy społecznościowe” to aplikacje i serwisy towarzyskie, a praca moderatora czatu towarzyskiego polega na obsługiwaniu fałszywych profilów, które „rozmawiają” z prawdziwymi użytkownikami. Nie za darmo. Każda wiadomość kosztuje użytkownika – w zależności od serwisu i wykupionego pakietu – od 3 do 5 zł. Operatorzy zarabiają ok. 0,30 zł za jedną wiadomość.

– Operatorzy czatu korzystają ze specjalnego panelu służącego do obsługi wielu fałszywych profilów – wyjaśnia Olga. – W tym panelu jest między innymi miejsce na notatki operatorów, gdzie należy wpisywać ważne informacje o klientach i postaciach, czyli tych fikcyjnych osobach. Na przykład, gdy jeden operator powie klientowi, że postać ma kota, wszyscy inni muszą o tym wiedzieć. Klient myśli, że rozmawia z tą osobą, którą widzi na zdjęciach zamieszczonych w profilu, ale po drugiej stronie siedzą różni ludzie i rozmawiają z nim na zmianę.

– Rzadko zdarzały się zwyczajne wymiany wiadomości z jednym klientem – opowiada Maria, która pracowała w ten sposób wiele miesięcy. – Gdy ruch jest duży, po wpisaniu przez jednego operatora wiadomości system przekierowuje konwersację z danym klientem dalej, do kolejnego operatora, który wysyła następną wiadomość. I tak dalej, jak przy taśmie w fabryce. Czasem w kolejce czekają dziesiątki klientów.

Maria nie zgadza się z moim przypuszczeniem, że system zaprogramowano tak, by utrudnić operatorom zaangażowanie się w relację z klientami. Według niej panel obsługi czatów jest tak skonstruowany po to, by zapewnić wszystkim operatorom równe szanse zarobku. – Byłoby nie fair, gdybym ja trafiła na gadatliwego klienta, a ktoś inny na milczka – zapewnia.

Słodkie, miłe kobiety

W 2015 r. hakerzy zaatakowali serwis AshleyMadison.com – „najpopularniejszy na świecie serwis randkowy skierowany do osób zamężnych i żonatych pragnących dyskretnego seksu” – i upublicznili dane jego użytkowników. Serwis, reklamowany hasłem „Życie jest krótkie. Pozwól sobie na romans”, szczycił się ogromną liczbą użytkowników. Oficjalnie: 31 mln zarejestrowanych mężczyzn i 5,5 mln kobiet. Po wycieku ich danych okazało się jednak, że prawie wszystkie profile kobiet były fałszywe (korzystały z tego samego hosta IP i używały adresów mailowych w domenie ­ ashleymadison.com). Pragnący oszukać swoje żony mężczyźni sami więc zostali oszukani – płacili za rozmowy z kobietami, które nie istniały.

Obecnie podobnych serwisów i aplikacji jest znacznie więcej. Są przeznaczone nie tylko dla nieuczciwych małżonków, ale również osób szukających miłości. Czasem w regulaminie widnieje informacja o wykorzystywaniu „fikcyjnych” albo „wirtualnych profilów”, czasem nie. Zawiedzeni klienci nie dochodzą jednak swoich praw. W 2020 r. do Europejskiego Centrum Konsumenckiego wpłynęło z kraju 168 zgłoszeń problemów z portalem randkowym mającym siedzibę poza granicami Polski, w tym zaledwie kilka skarg na serwisy randkowe wykorzystujące fikcyjne profile.

Jednym z serwisów, którego twórcy nie mogą usprawiedliwiać się stwierdzeniem „trzeba było czytać regulamin”, jest myDates.com (i aplikacja ­myDates). W opisie aplikacji w jednym ze sklepów czytamy: „tutaj możesz znaleźć swoją prawdziwą miłość i przeżyć miłosne uniesienia. MyDates to idealny portal randkowy, dzięki któremu możesz nawiązać kontakt, rozmawiać i poznać swoją drugą połówkę. (...) Wystarczy się zarejestrować i przygotować się na randki ze słodkimi, miłymi kobietami i mężczyznami”. W dostępnym wyłącznie po angielsku regulaminie jest natomiast napisane, że właściciel myDates, holenderska firma Boranu Online B.V. „dla rozrywki użytkowników używa profesjonalnych animatorów i operatorów, którzy nie są wyróżniani w systemie. To usługa najwyższej jakości. Spotkania z tymi operatorami nie są możliwe. Użytkownicy mogą komunikować się z nimi wyłącznie poprzez portal”.

Rejestruję się na myDates jako mężczyzna i jako kobieta, by sprawdzić, czy serwis zapewnia najwyższej jakości rozrywkę przedstawicielom obu płci. Oba moje profile są takie same: bez zdjęć, opisów i jakichkolwiek informacji (jest tylko wiek i miasto, bo tego wymaga serwis). Do „kobiety” nie napisał nikt, natomiast do „mężczyzny” w ciągu pierwszej doby napisały 94 kobiety w każdym wieku, wszystkie z najbliższej okolicy. Każdego kolejnego dnia odzywało się kilkadziesiąt nowych kobiet, a te, które próbowały nawiązać kontakt wcześniej, ponawiały próby, nierzadko profesjonalnie manipulując, np. zarzucając brak kultury. To tzw. boty, czyli wiadomości wysyłane automatycznie. Jeśli mężczyzna odpisze, rozmowę będą kontynuować operatorzy czatu.

– Te boty czasem utrudniały mi pracę – mówi Maria. – Jeśli bot rozpoczynał rozmowę na przykład od propozycji wymienienia się numerami telefonu, ja musiałam później to odkręcać, bo przecież chodziło o to, żeby klient pisał na naszym płatnym czacie.

Zawsze coś wypadało

– Rzeczywiście, na początku tych wiadomości od kobiet było bardzo dużo – mówi Mariusz, użytkownik myDates. – Od stycznia piszę z tylko jedną panią. Prosiłem ją, byśmy przeszli na jakiś darmowy komunikator, pytałem, po co wydawać kasę, skoro można rozmawiać za darmo, ale odpowiadała, że ona lubi ten portal i chce pozostać anonimowa. Zapewniała, że woli zostać tutaj, choć sama też płaci za wiadomości.

Mariusz w rubryce „O mnie” wpisał informację, że został na tym portalu oszukany, ale próbuje ponownie. Nie chce też liczyć, ile pieniędzy wydał na ­myDates. Inny użytkownik tego serwisu, Paweł, student finansów i rachunkowości, szybko oblicza, że wydał tu ok. 3 tys. złotych, również na rozmowę z jedną kobietą, z którą koresponduje – z kilkumiesięczną przerwą spowodowaną problemami finansowymi – od stycznia 2020 r.

– Wielokrotnie próbowałem namówić Elwirę na przejście na coś darmowego – opowiada. – Raz nawet dałem jej ultimatum, że jeśli w końcu nie przestaniemy tracić tu pieniądzy, usunę mój profil na myDates. Nie zgodziła się, mnie jednak nie było wtedy na to stać, więc zniknąłem na kilka miesięcy. Gdy wróciłem, ona wciąż tu była, nikogo nie znalazła, a ja przekonałem się, że to ta jedyna. Teraz jestem tu, bo chcę zaprosić ją na spotkanie. Umawialiśmy się już kilka razy, ale za każdym razem coś jej wypadało.

„W piątek się odezwę, kocham cię bardzo mocno” – napisał w rubryce „O mnie” użytkownik o nicku Doberman. Następnego dnia, w niedzielę, zmienił opis na: „Jejku, jak ja się czułem dzisiaj smutno, tęsknię, mam naprawdę rozdartą duszę od tego wszystkiego. Jadziu, bez Ciebie zdycham”. W poniedziałek: „W piątek się odezwę, czekaj. Nie mam skąd wziąć pieniędzy, dopiero w piątek dam Tobie znać”. We wtorek: „Trochę padnięty jestem, Kotuś. Jejku, muszę z Tobą porozmawiać. Wiesz, że bardzo się dla mnie liczysz. Kocham Cię bardzo mocno, wariacie mój najdroższy”. We czwartek: „Jadziu, jutro już napiszę i popiszemy trochę. Dzisiaj jeszcze nie dam rady coś napisać, mam takie wydatki, że naprawdę mało mi zostanie, by przeżyć tydzień”.

Samotność i desperacja

Maria zapewnia, że starała się szanować uczucia osób zakochanych i podchodzić do nich delikatnie, i że inni operatorzy też tak postępowali. Nie zdarzało się to jednak zbyt często. – Nawet w tych serwisach, które służą do szukania miłości, większość mężczyzn szuka seksu bez zobowiązań, nierzadko ukrywając swój stan cywilny – uważa była moderatorka. – To z reguły ludzie, których życie sprowadza się do pracy, jedzenia, snu i seksu. Nie mają niczego do powiedzenia, nawet na swój temat, już nie mówiąc o czymś innym. Choć zdarzają się wyjątki, czyli mężczyźni twierdzący, że są pisarzami, poetami, artystami, inżynierami.

– Zrezygnowałam nie dlatego, że czasem trzeba było prowadzić rozmowy erotyczne – mówi Olga. – To były zresztą rzadkie sytuacje, choć zdarzały się osoby, które chciały rozmawiać tylko o seksie, ale później wykazywały chęć zbudowania więzi emocjonalnej. Zrezygnowałam, bo dotarło do mnie, że biorę udział w oszukiwaniu najbardziej bezbronnych. Nie chcę nikogo obrazić, ale sądząc po języku, jakim posługuje się większość tych mężczyzn, to ludzie prości, mało wykształceni. Poza tym samotni i w jakimś sensie zdesperowani, skoro są w stanie wydać krocie na wiadomości, żeby dać sobie chociaż ułudę nadziei na znalezienie miłości. Właśnie ten typ klienta sprawił, że nie mogłam kontynuować tej pracy.

Krzysztof skończył dwa kierunki studiów, ale być może zostałby uznany za „ten typ klienta”. Kilka lat temu miał udar, którego skutki, w tym obniżenie sprawności intelektualnej, odczuwa do dziś. Serwisu randkowego używa od lipca zeszłego roku, wydał w tym czasie ok. 400–500 zł. Miał przeczucie, że coś jest nie w porządku, bo parę razy otrzymał od różnych kobiet identyczne wiadomości. Raz nawet usunął swój profil, ale zarejestrował się ponownie, bo nadzieja na poznanie kogoś wzięła górę. Chciał skorzystać z bezpłatnych aplikacji towarzyskich, ale nie działają na jego nie najnowszym smartfonie.

W jakiś sposób rozsądni

Zdarzają się również mężczyźni, którzy próbują być sprytniejsi od twórców serwisów i wbrew regulaminowi zamieszczają w informacjach profilowych numery telefonu, adresy e-mail albo inne dane kontaktowe (których nie można podawać również w wiadomościach prywatnych). Marek w rubryce „O mnie” wpisał swoje imię i nazwisko oraz zaproszenie na Facebooka. Jest na myDates od trzech lat, ale nie wydał tu żadnych pieniędzy, bo nie stać go na kupowanie „monet” i płacenie za rozmowy. Odzywa się do niego mnóstwo kobiet, ale on nie odpisuje, tylko wysyła im całusy (które są bezpłatne) i czeka, aż któraś z nich odezwie się w końcu na Facebooku. W ciągu trzech lat nikt się nie odezwał.

Adam umieścił adres e-mail w nazwie użytkownika. – Żadna osoba nie napisała – mówi. – Nie wiem, czy te dziewczyny naciągają, czy to boty-roboty, ale kilka z nich namawiałem na przejście na mail albo Facebook. Bezskutecznie. Podejrzewam, że są tam zatrudnione, lecz nie jestem pewien. W ciągu roku za korzystanie z serwisu zapłacił ok. 300 zł.

Taką samą kwotę wydał Jarek, ale w dwa miesiące. Nie ukrywa, że ma partnerkę, i zamieszcza w profilu taką informację o sobie: „Nie interesują mnie związki na dłużej. Moderatorom stron odmawiam. Jestem niedobry, leniwy i mam nałogi. Ale inteligentny i ładny”.

Wyjaśnia, jak rozpoznaje te profile: – Moderatorki znajdują się na początku listy wyszukiwania i zawsze są online. Z reguły to one inicjują kontakt, a potem nie odpowiadają na pytania, nawet najprostsze, w stylu „Co ciekawego w twoim mieście?”, tylko zmieniają temat albo od razu zadają inne pytanie. Bez względu na to, co mają w profilu i jak się toczy rozmowa, deklarują chęć robienia tego, czego chce mężczyzna – od romantycznego spaceru po pójście do łóżka. Odpowiadają natychmiast, bez względu na porę dnia czy nocy. Nawet parę zdań odpowiedzi zajmuje im nie dłużej niż minutę. Po odmowie kontaktu zawsze próbują powrócić do rozmowy, bez względu na to, czy się odpowiada, czy nie.

Maria: – Rozmawiałam z tysiącami mężczyzn. Stali bywalcy, ale codziennie przybywało wielu nowych. Byli klienci, których należało reaktywować, czyli tacy, którzy się logowali, ale nie wysyłali wiadomości. Wtedy ja wysyłałam wiadomość do nich. Często nie odpowiadali, było mnóstwo wiadomości od moderatora i zero od klienta, ale mi to wisiało, bo płacono mi za wysłane. Na upartego mogłabym zacząć przepisywać książkę zdanie po zdaniu, ale moim celem było jednak zmobilizować klienta do jakiejś reakcji.

Jarek: – Przypuszczam, że spośród około trzystu kobiet, z którymi miałem kontakt na myDates, prawdziwe są zaledwie dwie – te, do których sam napisałem i które mi nie odpisały. Nie szkoda mi czasu i pieniędzy, bo przecież wszystkie aktywności polegające na zdobywaniu nowych kontaktów kosztują. Przed pandemią można było gdzieś pójść i kogoś spotkać, teraz pozostaje głównie internet. Nie chciałbym oceniać tego działania, w końcu są to portale dla ludzi, którzy powinni być w jakiś sposób rozsądni. Przynajmniej w założeniu.

Maria: „Było mi żal osób niepełnosprawnych, doświadczonych przez los, nieheteronormatywnych. Zdarzało się, że miałam ochotę kogoś ostrzec. Nigdy jednak tego nie zrobiłam, bo albo nie trafiłam już na tego człowieka jako moderatorka, albo on pisał coś takiego, że tę ochotę traciłam, albo okazywało się, że jest Don Juanem i jednocześnie pisze z kilkoma kobietami, każdej wyznając miłość i obiecuje złote góry. A ja to wiem, bo akurat do mnie – jako do Kasi, Asi i Matyldy – trafiają te wszystkie wiadomości. Im dłużej pracowałam, tym moje opory były mniejsze. Podobnie jak moja wiara w ród męski. ©

Wszystkie imiona zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021