Na ziemi obiecanej

W piwnicy będzie pralnia i biblioteka. Na dachu pergole i nieco zieleni, żeby można było zrobić grill, pomilczeć albo odmówić różaniec. Na czwartym piętrze - klauzura, na trzecim - kuchnia, refektarz i pokoje gościnne. Poniżej sale duszpasterstwa akademickiego i centrum informacji o sektach. Na parterze kaplica.

08.08.2004

Czyta się kilka minut

Do Polski przybyli ok. 1220 r. z inicjatywy krakowskiego biskupa Iwona Odrowąża. Do Łodzi trafili kilka miesięcy temu, na zaproszenie abp. Władysława Ziółka i władz miejskich. W lutym prowincjał dominikanów o. Maciej Zięba i prezydent Jerzy Kropiwnicki podpisali umowę o współpracy między miastem a zakonem.

- Do dominikańskiej tradycji należy obecność w społecznościach miejskich - mówił wtedy o. Zięba. - Blisko ludzi, ich problemów i zagrożeń duchowych. Dla nas przybycie do Łodzi jest dużym przeżyciem. Dotychczas zwykliśmy świętować raczej 750-lecie pobytu w jakimś mieście...

Dominik kochał sławne miasta

Niegdyś cystersi twierdzili, że ich klasztory powinny być jak raj, w którym wiedzie się życie na podobieństwo aniołów i pierwszych rodziców. Zgodnie z symboliką Niebieskiego Jeruzalem, Bóg Ojciec był opatem, Syn Boży - przeorem, Duch Święty - moderatorem, zakonnicy zaś mieli oczekiwać w celach na kapitułę Sądu Ostatecznego. Wiek XVII i XVIII przyniósł - na skutek ekonomicznego i liczebnego rozwoju zakonów - masową przebudowę i rozbudowę klasztorów. Nie obyło się bez słabości do luksusu, powstały np. liczne pałace opackie. Jednak najwięcej zmian w charakterze pomieszczeń klasztornych dokonano po Soborze Trydenckim, wraz z reformą kościelnej duchowości.

- Mimo tych przemian początki z reguły wyglądają jak przed wiekami: przyjeżdżają bracia, czasami coś budują, czasami remontują, zakładają wspólnotę i rozpoczynają pracę - mówi o. Tomasz Kwiecień. Z ramienia zakonu dominikańskiego rozpoznaje duszpasterskie potrzeby Łodzi i przygotowuje infrastrukturę nowego klasztoru.

Twórcą pierwszego monasteru, założonego w 323 r. w Tabennisi (Górny Egipt), był Pachomiusz. Wedle sformułowanych przez niego zasad otoczony murem kompleks powinien składać się z 30 do 40 domów (w każdym mieszkało po 40 mnichów), centralnie położonego kościoła oraz hospicjum. Na Zachodzie architektura i organizacja przestrzenna klasztoru uzależniona była od reguł poszczególnych zakonów. Przepisy i wzorce, odnoszące się do stylów danych epok, często uwzględniały także topografię terenu, klimat i malowniczość położenia.

Klasztor “jeśli to możliwe, tak powinien być zorganizowany, żeby można było znaleźć w obrębie jego murów wszystko, co niezbędne, a więc wodę, młyn, ogród, jak również różne warsztaty rzemieślnicze, tak by mnisi nie musieli włóczyć się na zewnątrz, co nie przynosi zgoła pożytku ich duszom" - czytamy w jednej z benedyktyńskich reguł. Lokowane najczęściej na szczytach gór lub wzniesieniach, miały wskazywać na konieczność zbliżenia się mnichów do zamieszkujących niebo aniołów.

Specyficznym rodzajem klasztorów były eremy kamedułów - z kościołem otoczonym celami oddzielonymi od siebie wysokim murem, i kartuzów - zabudowania ojców wznosiły się na szczytach górskich wąwozów, natomiast pomieszczenia dla konwersów znajdowały się kilkaset metrów niżej. Zakony żebracze osiedlały się przeważnie tam, gdzie tętniło życie. Franciszkanie poszukiwali mniejszych miast, dominikanie preferowali większe. Pewna średniowieczna strofa głosi: “Bernardus valles, montes Benedictus amabat, oppida Franciscus, celebres Dominicus urbes". Bernard kochał doliny, a Benedykt - góry, małe miasteczka - Franciszek, sławne miasta zaś - Dominik.

W poszukiwaniu niszy

- Plany naszego przybycia do Łodzi istniały od dawna. Słyszałem o nich już w nowicjacie, czyli niemal 20 lat temu - wspomina o. Kwiecień. - To miasto piękne i magiczne. Bardzo nie lubię wierszyka, który powtarzają poznaniacy: “Ma łodzianin jedną troskę, wszystko zmieścić na Piotrkowskiej". Łódź jest zbudowana trochę po amerykańsku. Tu ciągle funkcjonują strony świata. Opuszczający parking przy Galerii Łódzkiej czytają na tablicach: wyjazd na Południe, wyjazd na Północ. Mamy ulicę Zachodnią i Wschodnią. To było dla mnie odkrycie, że w wyobraźni mieszkańców wielkiego miasta nadal funkcjonują strony świata...

O. Kwiecień jest cenionym liturgistą. Kto czytał jego “Pochwałę ciała" czy “Błogosławione marnowanie", wie, jak wielką rolę w tradycji Kościoła odgrywało usytuowanie ołtarza czy prezbiterium względem stron świata.

W lutym o. Tomasz skończył kadencję przeorską w Poznaniu, w marcu przyjechał do Łodzi, żeby - jak mówi - nauczyć się miasta i określić plany na przyszłość. - Przyjazd był wynikiem czegoś, co w języku teologicznym nazywa się synergią, złączeniem energii Boskiej i ludzkiej - opowiada. - Myślę, że nastąpiła nieświadoma synergia między moją wolą i wolą prowincjała. W Łodzi muszę wyczuć niszę, w której wciąż za mało jest Kościoła, a właściwie - Ewangelii. W mieście działają już prężne duszpasterstwa akademickie: salezjański “Węzeł", diecezjalna “Piątka". Jednak i dla nas nie zabraknie miejsca. Chcemy trafić do młodzieży, która całymi dniami wystaje w bramach: późnymi wieczorami na Piotrkowskiej roi się od gimnazjalistów. Chcemy również otworzyć centrum kształcenia obywatelskiego - to projekt gdzieś z pogranicza nauki społecznej Kościoła.

Od roku działa w mieście Dominikańska Szkoła Wiary, od kilkunastu lat - III Zakon Dominikanów Świeckich. To przede wszystkim tercjarze czekali na przybycie dominikanów. Przez pierwsze dwa tygodnie po przyjeździe o. Kwietnia bez przerwy dzwonił telefon, każdy oferował pomoc. - Zdarzyło się nawet, że młodzi ludzie chcieli prać moje rzeczy - wspomina o. Kwiecień.

Na razie posiłki zakonnik przygotowuje sobie sam. - Lubię gotować. Preferuję kuchnię wegetariańską i mogę oddać się rozkoszy samodzielnego przyrządzania posiłków dla siebie i gości - śmieje się dominikanin.

Brewiarz również odmawia na ogół w samotności - czasami z gośćmi, czasami ze współbraćmi, którzy przyjadą w odwiedziny. Mszę świętą w tygodniu odprawia w katedrze lub w “Piątce", w niedziele - o godzinie 19.00 - w zaimprowizowanej kaplicy na Zielonej. W Wielkim Poście odprawiał tam, chodząc z ludźmi po piętrach, drogę krzyżową. Na Mszy pojawia się ok. 50 osób, z tygodnia na tydzień coraz więcej.

Panie Jezu, daj milion

Właśnie na Zielonej, pod numerem trzynastym, znajduje się podarowana dominikanom przez miasto kamienica. Remontują ją na własny koszt: - Władze zrobiły ukłon w naszą stronę, ale ich decyzja jest na rękę również miastu. Podam jeden banalny powód: po remoncie będzie w centrum Łodzi o jeden pustostan mniej. Tę kamienicę widać przecież z Piotrkowskiej - mówi o. Tomasz.

Na dachu będą pergole, trochę zieleni, jakaś namiastka klasztornego ogrodu. Na czwartym piętrze - klauzura i mieszkania braci. Na trzecim kuchnia, refektarz i pokoje gościnne. Poniżej sale duszpasterstwa akademickiego, a także centrum informacji o sektach. Kaplica na parterze pomieści 400 osób. Projektuje ją Stanisław Niemczyk: - Po prostu mnie zatkało, gdy wszedłem do zaprojektowanego przez niego kościoła św. Ducha w Tychach - wspomina o. Kwiecień. - Wszedłem do środka i nagle zacząłem żałować wszystkich grzechów. Od początku mojego życia aż do tamtego czasu. I przyszłych również.

Dzień pierwszego dominikanina w Łodzi wypełnia modlitwa, proste domowe obowiązki, duszpasterstwo i załatwianie najpilniejszych spraw. W tym roku gotowe być musi przynajmniej czwarte piętro, żeby zakonnicy mieli gdzie zamieszkać. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jesienią przyjedzie pięciu braci; docelowo będzie ich dwunastu. Duszpasterską działalność chcą rozpocząć od października.

- Podstawowe zmartwienie: Panie Jezu, daj milion złotych albo ześlij sponsorów. Taniej byłoby wybudować niż remontować, ale budować nie moglibyśmy w centrum, tylko na peryferiach. Tymczasem jako dominikanie powinniśmy być tam, gdzie są uczelnie i ludzie - podkreśla o. Kwiecień.

Zakonnicy nie będą prowadzili parafii: - Utrzymanie klasztoru będzie dużym problemem, ponieważ ze względu na brak kościoła automatycznie spadają nam dochody. Będziemy musieli bardzo skrupulatnie liczyć pieniądze i szukać dodatkowego zatrudnienia. Więcej niż dotychczas głosić rekolekcji, szukać sponsorów - mówi organizator klasztoru.

Patronem domu będzie bł. Pier Giorgio Frassati, którego ojciec był prawnikiem, politykiem, założycielem liberalnego dziennika “La Stampa". Frassati zmarł w wieku 24 lat, na nieuleczalną wtedy chorobę Heinego-Medina.

Dlaczego taki patron? O. Kwiecień: - Po pierwsze, Pier Giorgio nie był księdzem, ale członkiem Trzeciego Zakonu św. Dominika. W Łodzi misja dominikańska rozpoczęła działalność właśnie od tercjarzy. Po drugie, był bardzo ciekawym człowiekiem. Jego ojciec chciał, żeby zajął się polityką i przejął gazetę. Tymczasem syn skończył górnictwo i chciał pracować z prostymi ludźmi. Ówczesny Turyn - duże, robotnicze miasto - pod wieloma względami przypomina Łódź. Po trzecie, Pier Giorgio był wielkim czcicielem Eucharystii, propagatorem różańca. Niestrudzony zdobywca alpejskich szczytów, radosny, kochający życie, otwarty i szukający kontaktów. Oto wszystko, co najlepsze w tradycji dominikańskiej.

---ramka 335523|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2004