Między europejską Scyllą i rosyjską Charybdą

Cypr znalazł się w uścisku kryzysu bankowego. Wprawdzie nie zbankrutuje, ale cena za ratunek jest wysoka. Raj podatkowy przechodzi do historii. Bogaci mieszkańcy wyspy – zwłaszcza Rosjanie – muszą się dołożyć do „pakietu pomocowego”.
Protest przed parlamentem w Nikozji przeciwko powszechnemu podatkowi od depozytów bankowych; 18 marca 2013 r. / Fot. Yorgos Karahalis / REUTERS / FORUM
Protest przed parlamentem w Nikozji przeciwko powszechnemu podatkowi od depozytów bankowych; 18 marca 2013 r. / Fot. Yorgos Karahalis / REUTERS / FORUM

Podczas trwającego już od trzech lat kryzysu w strefie euro wiele razy działy się rzeczy wcześniej nie do pomyślenia. Ale scen, jakie w minionych dniach rozgrywały się na Cyprze, kryzysowa Europa jeszcze nie widziała.

Po tym, jak cypryjskie banki zawiesiły czasowo działalność (w tym bankowość internetową i częściowo obsługę kart kredytowych), Cypryjczycy, a także Rosjanie i Brytyjczycy – w sporej liczbie mieszkający na stałe na tej wyspie – musieli stać w długich kolejkach, aby podjąć gotówkę. I to w ograniczonej kwocie, której wysokość malała w miarę, jak rosło napięcie na linii Nikozja – Bruksela.

CYPRYJSKI PRECEDENS

W minioną niedzielę, 24 marca, gdy już tylko kilkanaście godzin zostało do terminu ultimatum – postawił je Europejski Bank Centralny, grożąc wstrzymaniem dotychczasowej pomocy dla cypryjskich instytucji finansowych, jeśli władze Cypru nie zaakceptują warunków, na jakich strefa euro gotowa była wesprzeć Nikozję 10-miliardowym „pakietem ratunkowym” – klienci tutejszych banków usłyszeli, że mogą pobrać z bankomatu tylko do 120 euro dziennie.

W tym czasie w Brukseli trwał maraton negocjacyjny: cypryjscy politycy usiłowali złagodzić warunki „pakietu”. Główny brzmiał: do ratowania swych banków – czyli de facto ratowania całego państwa przed bankructwem – Cypr musi dołożyć prawie sześć miliardów euro. To precedens: wprawdzie pomoc dla Grecji, Irlandii, Portugalii czy Hiszpanii powiązana była (i jest) z różnymi warunkami, ale nigdy jeszcze strefa euro nie domagała się tego, czego zażądała od władz Cypru – dołożenia się w gotówce do „pakietu ratunkowego”.

Większość tych pieniędzy miałaby pochodzić z depozytów zgromadzonych w cypryjskich bankach. Sporna była tylko forma tej daniny i o to właśnie toczył się największy konflikt na linii Nikozja–Bruksela i na samym Cyprze, gdzie parlament, wspierany przez „głos ulicy”, odrzucił pierwotny rządowy pomysł wprowadzenia podatku od wszystkich depozytów.

Koniec końców w Brukseli ustalono wspólnie, że powszechnego podatku nie będzie. Odetchnąć mogła nie tylko ogromna większość Cypryjczyków, ale nawet Niemcy. Z sondaży wynikało bowiem, że także oni zaczęli się obawiać o swe oszczędności – nagle w Europie pojawił się strach, że Cypr to „test”, swoista „próba generalna” przed tym, co może być potem zastosowane w innych krajach w sytuacji ekstremalnej – w końcu, wiele innych pomysłów także niedawno wydawało się nie do pomyślenia...

Teraz obywatele Unii mogą więc spać spokojnie. Ale nie znaczy to, że na Cyprze nie będzie ofiar – tyle tylko, że wyłączeni z niej zostaną zwykli ciułacze. Pojęcie „zwykli” to rzecz względna: uzgodniono, że ochroną objęte będą depozyty do 100 tys. euro (potwierdzając w ten sposób w gruncie rzeczy tylko to, co i tak obowiązuje w całej Unii). Ale ci, którzy w cypryjskich bankach ulokowali więcej niż 100 tys. euro, mają się czego bać – podobnie jak udziałowcy i wierzyciele banków. Demonstracji pewnie już jednak nie będzie: mało który Cypryjczyk ma takie oszczędności. Rzecz dotyczy głównie Rosjan – i, w mniejszym stopniu, Brytyjczyków.

Ponadto: cypryjski system bankowy zostanie zrestrukturyzowany. Czytaj: drastycznie zmniejszony. Czyli sprowadzony do takiej wielkości, jaka odpowiada potencjałowi państwa. To koniec Cypru jako raju podatkowego.

KTO ILE STRACI?

Nie wiadomo jeszcze, kto ile dokładnie straci. Z przecieków prasowych wynika, że klienci Bank of Cyprus, największej instytucji finansowej, mogli się pożegnać nawet z jedną trzecią swych środków przekraczających 100 tys. euro. W tym banku pieniądze trzymało podobno szczególnie wielu żyjących na wyspie Rosjan i Brytyjczyków. Z kolei klienci Laiki, drugiego na liście cypryjskich banków, mogą stracić wszystko – poza gwarantowaną kwotą 100 tys. euro – bo ustalenia przewidują, że bankrutujący Laiki Bank zostanie właściwie zlikwidowany. Klienci innych instytucji finansowych też stracą – jedni kilka procent, inni zapewne więcej.

Wszystko to sprawia, że przypadek Cypru jest inny niż Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii, które korzystają z pomocy strefy euro (z czego sama tylko Grecja na ponad 200 mld euro). I choć każdy z krajów zagrożonych bankructwem ma własną „socjologię kryzysu”, Cypr jest zupełnie inny.

Unia uznała, że nie będzie samodzielnie ponosić kosztów ratowania cypryjskiego raju podatkowego, obsługującego ciemne interesy rozmaitych biznesmenów – głównie z Rosji. Europa nie chce podtrzymywać przy życiu cypryjskiego „modelu biznesowego”, bo mówimy tu nie o wypadku przy pracy, o jakimś nieszczęśliwym i niezawinionym zbiegu okoliczności, lecz o świadomie stworzonym przez cypryjskie władze modelu na prowadzenie biznesu.

I to na tyle lukratywnego, że stanowiącego w minionych latach jeden z trzech filarów cypryjskiej gospodarki. Na Cyprze liczyły się bowiem właściwie tylko trzy branże: finansowa (banki), turystyczna (ona przynosi większość PKB) i budowlana. Boom budowlany ostatnich lat związany był z osiedlaniem się tu obcokrajowców, zwłaszcza Rosjan i Brytyjczyków.

LOS (BRYTYJSKIEGO) EMERYTA

Bo kryzys na Cyprze uderza także w Brytyjczyków. Mieszka ich tu kilkadziesiąt tysięcy, a w cypryjskich bankach mogą mieć 1,7 mld funtów. To głównie emeryci, z których większość pobiera brytyjską pensję, a także żołnierze z dwóch brytyjskich baz na wyspie i ich rodziny. Londyn zapewniał, że zrekompensuje wojskowym ewentualne straty. Wysłał im już nawet samolotem milion euro w gotówce, by zabezpieczyć ich na wypadek całkowitego zamknięcia bankomatów.

W gorszej sytuacji są brytyjscy emeryci, wśród których popularne są przeprowadzki po przejściu na emeryturę do krajów południowej Europy. Dziś także ich oszczędności są zagrożone. Rozżaleni, zwierzają się więc brytyjskim dziennikarzom, że całe życie ciężko pracowali, aby kupić dom na Cyprze i tu spędzić starość, że płacą tu podatki i czują się ograbiani – przez Niemców i Brukselę. Nie chcą płacić za błędy cypryjskich banków. „Pracowałem, odkąd skończyłem 15 lat. Wszystko po to, żebyśmy mogli sprzedać nasz dom i zamieszkać tutaj. Jestem wściekły, że uderzono w ten sposób w ciężko pracujących ludzi na tej malutkiej wyspie” – tak zwierzał się dziennikowi „Daily Mail” 71-letni Pat Sharman, który na Cyprze mieszka od 12 lat.

Ale Cypr to ulubione miejsce nie tylko brytyjskich emerytów, także turystów. W 2012 r. przybyło tu około miliona Brytyjczyków – stanowili połowę wszystkich zagranicznych turystów. Na razie brytyjski MSZ doradza tym, którzy zaplanowali urlop na wyspie, by zabrali nie tylko karty kredytowe, ale także gotówkę.

ROSJA ODBIJA PIŁECZKĘ

Nawet niecałe dwa miliardy funtów mogą się jednak wydawać niemal kwotą drobną w porównaniu z pieniędzmi, które w cypryjskich bankach trzymali do niedawna Rosjanie.

Dlatego Cypr, stojąc pod ścianą, próbował szukać ratunku także w Rosji – co wywołało lekki szok w Brukseli, zdawałoby się zaprawionej w bojach. Rozmowy rosyjsko-cypryjskie toczyły się przez kilka dni na szczeblu prezydentów, wicepremierów i ministrów finansów. Mówiło się o włączeniu Rosji do cypryjskiego „funduszu sanacyjnego”, o przejęciu przez nią udziałów w cypryjskich bankach, nawet o oddaniu pod jej kontrolę – w zamian za pomoc finansową – złóż gazu odkrytych pod dnem morskim wokół Cypru (ich wydobycie ruszy nie wcześniej niż za kilka lat, bo potrzeba sporych inwestycji).

Koniec końców Rosja odbiła jednak piłeczkę w stronę Unii. Kreml ogłosił, że rosyjskie zaangażowanie byłoby zbyt ryzykowne. Nieoficjalnie komentowano, że gotowość Cypru do stania się rosyjską „kolonią” nie poszła dość daleko.

O jakich pieniądzach mowa? Rosyjskie podmioty gospodarcze różnego kalibru trzymały w cypryjskich bankach wielomiliardowe depozyty. Widmo strat zajrzało w oczy tym Rosjanom, którzy od lat korzystali z gościnnego cienia cypryjskich drzewek pomarańczowych. Ale gra toczyła się nie tylko o pieniądze. Był tu też komponent polityczny: rosyjskie władze postanowiły pokazać Unii, jak bardzo są urażone, że Unia nie rozmawiała z nimi o sytuacji na Cyprze – i wysyłały czytelny sygnał: chcemy współdecydować.

„Wszystkie 83 podmioty Federacji Rosyjskiej mogłyby wejść w skład Republiki Cypryjskiej. W najbliższych wyborach prezydenckich wygrałby tam Putin. Z maleńkiej płotki Cypr stałby się największym członkiem Unii Europejskiej, mogącym dyktować swoje warunki słabszym. Jednocześnie uratowana zostałaby największa pralnia rosyjskich pieniędzy” – ironizował dziennikarz Leonid Bierszydski w „Snobie”, rosyjskim periodyku dla bogaczy.

WSYPA MIEDWIEDIEWA, DYSONANS PUTINA

W tym żartobliwym scenariuszu jest ziarno prawdy. Moskwę i Nikozję od ponad 20 lat łączą bardzo bliskie związki. Cypr był centrum finansowym, przez które przepływał strumień środków z Rosji: miejscowe banki obsługiwały wielomiliardowe operacje rosyjskich firm. Ponadto zarejestrowane na wyspie rosyjskie firmy reinwestowały w ojczyźnie – co najmniej kilkadziesiąt miliardów euro. Łatwość prowadzenia biznesu, niskie podatki, dyskretne banki: warunki piękne jak Afrodyta, patronka wyspy.

Przeprane pieniądze, upchane w rajach podatkowych, lubią ciszę. Agencja ratingowa Moody’s policzyła, że rosyjskie depozyty w cypryjskich bankach to 19 mld dolarów; inni mówili o 50 mld. Część pochodzi z nielegalnych źródeł. Wedle powielanej legendy, na Cyprze zdeponowano mityczne „złoto partii”. Premier Miedwiediew, krytykując Unię za beznadziejne, jego zdaniem, pomysły dotyczące rozwiązania kryzysu, wysypał się, że na Cyprze pieniądze trzymają też „struktury państwowe” Rosji. Wywołało to kolejną falę komentarzy: jak to „struktury państwowe”? To państwo rosyjskie ukrywa się samo przed sobą na Cyprze, unikając płacenia podatków?

Nic dziwnego, że w minionych dniach najwyższe rosyjskie czynniki reagowały nerwowo na komunikaty o obcięciu depozytów. Prezydent Putin wpadł nawet w dysonans sam ze sobą. Powiedział, że plan zaproponowany Cyprowi przez strefę euro jest „nieuczciwy, nieprofesjonalny i niebezpieczny”, choć właściwie powinien się ucieszyć – niedawno zapowiadał „deoffshoryzację” rosyjskiej gospodarki, czyli zawrócenie rosyjskiego biznesu z rajów podatkowych na ojczyzny łono. Zatem plan Brukseli lałby wodę na ten jego młyn. Widocznie obrona interesów ludzi z otoczenia Putina okazała się ważniejsza niż uzdrowienie gospodarki.

CICHY ODPŁYW KAPITAŁÓW?

Raj podatkowy; pralnia pieniędzy; tylna furtka, którą do Europy wprowadzano brudne fundusze: cypryjski „model biznesowy” przechodzi właśnie do historii – to bezpośredni skutek pomocy, jakiej wyspie udziela strefa euro. Trudno oprzeć się wrażeniu, że taki był również cel całej operacji. Rzecz jasna, prócz podtrzymania dotychczasowej strategii wobec kryzysu, polegającej na twardej walce o zachowanie jedności eurolandu.

A co z Rosjanami? Teraz „dla rosyjskich biznesmenów główny problem nie polega na tym, że stracą część środków. Ważniejsze jest to, że w wyniku kryzysu zostanie zlikwidowany główny europejski off-shore i biznes będzie musiał szukać nowych kanałów wyprowadzania pieniędzy na Zachód” – pisze Nikołaj Pietrow w tygodniku „Russkij Reportior”.

Ale czy aby na pewno utrata milionów, a w łącznym bilansie miliardów, nie jest problemem Rosjan? Być może rzeczywiście nie jest. Gdy banki oficjalnie zawiesiły działalność i wprowadzono ścisłą kontrolę ruchu pieniędzy, na rynkach finansowych odnotowano dziwny odpływ (ucieczkę) kapitałów z wyspy. Jak to było możliwe? Korupcja? Cicha zgoda cypryjskich władz?

Być może więc rosyjskich pieniędzy na Cyprze już nie ma. Przynajmniej tych największych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2013