Aby podbić obwód doniecki, Rosjanie muszą zająć Czasiw Jar. Kiedyś senne miasteczko, dziś jest fortecą. Nasza relacja z frontu

Jedni stąd uciekają. Inni przeciwnie. Kristina wraz z dwojgiem dzieci, Angeliną i Ihorem właśnie przyjechali do Donbasu. Nie mogli znieść rozłąki z mężem i ojcem, który tu walczy. W zeszłym roku widzieli go tylko raz. „Niech się dzieje, co chce, będziemy wszyscy blisko siebie. Razem” – mówi mi Kristina.
z Kramatorska i Konstantynówki

14.05.2024

Czyta się kilka minut

Z niewielkiego placyku przed cerkwią na wschodnim obrzeżu Konstantynówki rozchodzi się donośny głos dzwonów, poruszanych przez ubranego w biel pomocnika batiuszki, Wielkanoc, 5 maja 2024 r. // Fot. Antonina Palarczyk
Z placyku przed cerkwią na obrzeżu Konstantynówki rozchodzi się głos dzwonów, poruszanych przez pomocnika batiuszki. Wielkanoc, 5 maja 2024 r. // Fot. Antonina Palarczyk

Dalej niż do Kramatorska koleją nie da się dotrzeć. W tym kiedyś 150-tysięcznym mieście, położonym w obwodzie donieckim, znajduje się ostatni wysunięty na wschód i funkcjonujący jeszcze dworzec kolejowy. Kilkanaście kilometrów dalej jest front.

Dworzec był świadkiem jednego z najkrwawszych rosyjskich ataków wymierzonych w cywilów: 59 ludzi zginęło, gdy 8 kwietnia 2022 r. rosyjska rakieta spadła na teren dworca pełnego uchodźców usiłujących wydostać się stąd na zachód.

Dzisiaj uchodźców wojennych tu nie widać. Kto miał stąd uciec, zrobił to już dawno. Dworzec zaś stał się częstym świadkiem przywitań i pożegnań ukraińskich żołnierzy z odwiedzającymi ich rodzinami. „Donbaski ekspres”, jak zwany jest pociąg Kijów-Kramatorsk, drogę ze stolicy przebywa w niecałe siedem godzin.

Kristina z dziećmi i kotem jadą do Kramatorska. Chce spotkać męża, który służy na froncie pod Czasiw Jarem. W ostatnim roku widziała go raz. 4 maja 2024 r. // Fot. Antonina Palarczyk

BLISKO SIEBIE | Na Kristinę nikt nie czeka dziś na peronie. Jej mąż, służący w brygadzie walczącej pod Czasiw Jarem – to niewielkie miasteczko jest dziś ostatnią ukraińską redutą, blokującą Rosji drogę na Kramatorsk i pobliski Słowiańsk – nie mógł się wyrwać, by przywitać rodzinę.

Kristina przyjechała z dwojgiem małych dzieci, Angeliną i Ihorem, oraz z dobytkiem spakowanym w kilka walizek. A także z kotem Wasią, który dzielnie zniósł podróż.

Wasia, uwolniony na chwilę od objęć dziewczynki, postanawia przycupnąć na jednym z bagaży, a Angelina wspina się po drążku, który podtrzymuje piętrowe łóżko w wagonie sypialnym bez przedziałów.

– W zeszłym roku widziałam męża tylko raz. Jednorazowa przepustka trwała dwa tygodnie – opowiada Kristina, gdy pociąg zaczyna zwalniać przed stacją końcową. – Dlatego postanowiłam przyjechać teraz do Kramatorska. Zamieszkam tu z dziećmi. Niech się dzieje, co chce, będziemy wszyscy blisko siebie. Razem.

WIELKANOC | Dworzec w Konstantynówce, miasteczku flankującym od zachodu Czasiw Jar, niby stoi, ale nie funkcjonuje. Został trafiony kilka miesięcy temu. Uszkodzona jest tu zresztą spora część budynków. Front znajduje się tak blisko, że dolatują tu zwykłe pociski z wyrzutni Grad. Dolatują właściwie codziennie.

Jest majowy niedzielny poranek. Huku, który towarzyszy wystrzeliwaniu rakiet Grad lub ich uderzeniu w cel, nie słychać dziś tylko w jednym miejscu – na placyku przed cerkwią na wschodnim obrzeżu Konstantynówki. Nie słychać, bo wszystko zdominował donośny głos dzwonów, poruszanych przez ubranego w biel pomocnika batiuszki.

W świętowaną tego dnia – wedle kalendarza wschodniego – Wielkanoc do paru okolicznych cerkwi schodzą się mieszkańcy. Wśród nich niespodziewanie dużo rodzin z dziećmi. Są też wojskowi. Także oni niosą w koszyczkach święconkę.

TERMIN | Cztery dni później przychodzi kolejna data we wschodnim kalendarzu, tym razem politycznym: rosyjski Dzień Pobiedy. W Konstantynówce na sowieckim cmentarzu wojennym, pod topornym pomnikiem krasnoarmiejców, miejscowi złożyli wiązanki kwiatowe – choć w Ukrainie od 2014 r. święto upamiętniające zakończenie II wojny światowej w Europie obchodzi się oficjalnie 8 maja, tak jak na Zachodzie.

Spełniło się marzenie Prigożyna: Szojgu stracił stanowisko. Kim jest Andriej Biełousow, nowy minister obrony Rosji?

Wielki wojenny budżet znajdzie się teraz pod nadzorem technokratów, nie wojskowych. Można się spodziewać, że wraz z nowym ministrem do resortu przyjdą jego ludzie i to oni będą dyktować warunki mundurowym. Być może w ministerstwie polecą kolejne głowy.

Świat przygląda się paradzie, która maszeruje po moskiewskim placu Czerwonym. Sprowadzone na tę okazję z frontu w Ukrainie „trofea wojenne” – zdobyta lub spalona zachodnia technika – razem z jedynym jadącym w paradzie czołgiem wyglądają skromnie. Rekompensatą miało być zdobycie do tego dnia Czasiw Jaru. Tak Kreml chciał uczcić Pobiedę. Nie udało mu się.

– Rosjanie wyznaczyli sobie ten termin jeszcze w kwietniu. Chcieli uzyskać jakieś rezultaty, którymi mogliby pochwalić się na Pobiedę. Ale w ostatnich dniach zrozumieli chyba, że nie zdobędą miasta. Ataki na Czasiw Jar, dobrze ufortyfikowany, osłabły, a Rosjanie skupili się na przebijaniu się niżej na południe, w stronę Pokrowska – uważa Abdullah, żołnierz ochotniczego batalionu czeczeńskiego imienia Szejka Mansura, który walczy po stronie Ukrainy.

Abdullah mieszka tu od 40 lat. Dziś ciągle w ruchu między pozycjami, poligonem a meczetem w Konstantynówce, nie rozstaje się z karabinem. 9 maja 2024 r. // Fot. Antonina Palarczyk

Pokrowsk to miasto w zachodniej części obwodu. Drogę do niego otworzyło Rosjanom zdobycie w lutym Awdijiwki. Abdullah: – Tam idzie im znacznie lepiej. Brak wystarczająco umocnionej drugiej linii obrony na tym odcinku sprawił, że po zajęciu Awdijiwki rosyjskie wojska zajęły kolejne 20 kilometrów. Droga biegnąca z Pokrowska do Konstantynówki jest już w zasięgu artylerii i przede wszystkim dronów kamikadze.

DRONY | Są dziś największą plagą, i to dla żołnierzy obu stron: uderzeniowe drony typu FPV, inaczej drony kamikadze. Także w Czasiw Jarze.

Ukraińcy jako pierwsi dostrzegli siłę dronów i wdrożyli je masowo, ale to Rosjanie mają dziś w nich przewagę – produkują je na większą skalę. Koszt produkcji prostego drona kamikadze jest kilkukrotnie niższy od kosztu produkcji pocisku artyleryjskiego, za to ma większą od niego celność. Lot drona jest korygowany przez jego operatora aż do spotkania z celem i wybuchu. Pod czujnym okiem rosyjskich „drończyków” znajduje się i Czasiw Jar, i prowadząca do niego droga. Być może nawet trzy na cztery przypadki ranienia lub śmierci to robota dronów. Albo uderzeń rosyjskich bomb lotniczych – plagi numer dwa.

Wojna o istnienie Ukrainy trwa: mimo ofiar i zniszczeń, ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej?

MECZET | Rok temu, po wykańczających obie strony walkach, padł Bachmut – położony 10 km na wschód od Czasiw Jaru. Wtedy największe żniwo na „drodze życia” do Bachmutu zbierała artyleria. – Rosjanie rzucali całe grupy „armatniego mięsa”, istniała także wówczas Grupa Wagnera. Szli jak termity. Przez rok ta taktyka niewiele się zmieniła, za to na masową skalę pojawiły się drony kamikadze. Wcześniej były marginalnym zagrożeniem – Abdullah krzyżuje ręce na leżącym na kolanach karabinie.

Z nim się nie rozstaje. Cały czas jest w ruchu między pozycjami, poligonem (tam trenuje kolejne grupy żołnierzy) i niewielkim meczetem w Konstantynówce, gdzie zatrzymujemy się na chwilę rozmowy.

Teraz świątynia jest pusta, ale na co dzień wciąż gromadzi się w niej lokalna muzułmańska społeczność. Albo raczej ci, co z niej zostali. Ściany meczetu posiekane są odłamkami. Ostatni pobliski wybuch nie oszczędził okien; otwory po nich zabezpieczone są stosami cegieł.

WIDOK NA WSCHÓD | Inaczej niż reszta jego braci z oddziału, którzy zjawili się w Konstantynówce w czasie wojny, Abdullah mieszka tu od prawie 40 lat. Tu stoi jego dom, którego broni. Jest synem Czeczena i Ukrainki tatarskiego pochodzenia. Na Ukrainie to nic niezwykłego.

Od roku jest w batalionie imienia Mansura. Wcześniej służył w jednostkach ukraińskich, zwykle w zwiadzie. Teraz dowodzi jednym z czeczeńskich oddziałów specjalnego przeznaczenia.

Meczet leży na wzniesieniu. Gdy się z niego wychodzi, otwiera się widok na Czasiw Jar. Horyzont w oddali naznaczony jest stale smugami dymu. I nie tylko w oddali. Ciężka ciemna chmura kładzie się na żółtawej kopule świątyni. Znowu uderzyli gdzieś niedaleko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Rocznik 2001. Studiuje psychologię na SWPS w Katowicach. Od marca 2023 roku pisze dla Tygodnika Powszechnego korespondencje z Ukrainy.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Ostatnia reduta